środa, 6 marca 2013

Tajemnica słoweńskich bokserek i dziwnych blondynek - czyli parę godzin z życia bohaterów.

Nie potrafię się długo gniewać. Cholera, to mój słaby punkt, mięknę gdy popatrzysz na mnie tymi swoimi niebieskimi oczkami i wpatrujesz się, aż nie opuszczę rąk, i z niedowierzaniem pokręcę głową. Mieszasz mi w głowie kochanie, oj mieszasz. Teraz też miałam się po chwili przestać obrażać i wylądować razem z tobą na kanapie przed telewizorem oglądając jakiś denny serial, gdzie w prawie każdym odcinku jest bliżej opisana scena łóżkowa. Każesz mi wtedy zamykać oczy, jak mama gdy miałam pięć lat i rodzice oglądali jakąś głupią komedię. Właśnie miałam. Siedzę sama przy ogłupiającym mnie telewizorze, owinięta moim kocykiem w różyczki, przede mną stoi wielki kubek z zimną już pewnie herbatą, a wokoło mnie porozrzucane są chusteczki. Nie, nie chłopak mnie nie rzucił, jak mógłbyś mnie rzucić? Wyjechałeś, obraziłeś się, nie odbierasz telefonu, twoi przyjaciele mnie ignorują? Również nie. Ale obrażony jesteś, ja też. Halo! Ja tu jestem i macham nawet ręką, a to jedna z niewielu aktywności fizycznych, jaką dziś wykonałam. Oczy zamykają mi się, z nosa leci mi niemiłosierny katar, a do tego dochodzi jeszcze cholerny kaszel. Będę chora? Ty się obraziłeś, choroba za to z chęcią zajęła twoje miejsce. Ten twój natrętny kot właśnie ociera się o moje nogi, zaczepia mnie tymi swoimi ostrymi jak szpilki pazurkami. Nienawidzę tego szarego szczura, ale w sumie lepszy on od samotności. Chodź do mnie. Łapię go w ręce i sadzam sobie na kolanach. Ten kot chyba już dawno temu wyczuł, że za nim nie przepadam, odsuwa się ode mnie i wydaje z siebie dziwne dźwięki. Och, kochanie twój pan udaje na mnie obrażonego chwilę musimy pomęczyć się we własnym towarzystwie. Prawie zasypiam, mocniej owijam się kocem, ściszam telewizor i prawie popadam w objęcia krainy snów, lecz nie akurat w tym momencie sobie o mnie przypominasz. Kochanie wybrałeś wspaniały moment. Mój mózg nie kontaktuje, znów zbyt często używa słowa kochanie. Mówisz za szybko, chyba się upiłeś, ahahhhahahhahaha dostaję napadu śmiechu, jesteś pijany, o mamo na prawdę poprawiłeś mi lekko humor. Mówisz za szybko, mówisz niewyraźnie. STOP. Słucham? Twierdzisz, że tyłek Wanka jest całkiem niezły?
- No, a więc. - przerywasz na chwilę i bełkoczesz coś do kogoś. W tym czasie ja podpieram głowę ręką i wprost marzę o tym żeby wskoczyć do łóżka i szczelnie owinąć się kołdrą. - Słonko, nadal jesteś na mnie zła? - momentalnie zmieniasz ton głosu, teraz udajesz, że jesteś małym kotem. - Nie jesteś prawda? To dobrze. Wank robi z siebie idiotę.
- Idziesz mu w tym pomóc prawda? - wcinam ci się w wypowiedź. Może i się nie gniewam, ale mała zadra nadal we mnie siedzi.
- Jesteś zła. Słonko. - przeciąga ostatnie sylaby. Nawalony Wellinger to zły Wellinger. Dobrze, że to nie jest już dziecko.
- Ty mi nie słonkuj tam i nie patrz takim wzrokiem na tyłek Wanka. Wracaj twój kot cię potrzebuje. - twój kot i ja. Dodaję automatycznie w myślach. Andi bełkocze coś jeszcze pod nosem, a ja w celu nie słuchania jak się kompromitują rozłączam się. To będzie długa, dziwna i zwariowana noc, to mówię wam ja Heaven z dziwnym nazwiskiem, które niedługo zmieni na Wellinger. Jak ta ciamajda odważy się w końcu by mnie o to zapytać.
Czekolady! Mój organizm domaga się czekolady. Cholera, nic nie ma. Napisz do kogoś, Heaven znajdź kogoś naiwnego żeby przyniósł ci tabliczkę malinowej czekolady, o, o 23.51.
Rozbrzmiewa dzwonek mojego telefonu. Nie, nie zniosę więcej pijanego Wellingera.
- Lilly? - mówię sama do siebie, co kot skoczka odbiera jako zachętę do czegoś więcej. Ten kot ma dzikie zapędy seksualne gdy ktoś powie coś przy nim na głos powyżej godziny 21. Odbieram telefon, który wibruje w mojej dłoni. - Tak? - mówię lekko przestraszona. Nie rozmawiamy od dawna, nie wiem czemu. Moja ucieczka moja chęć do latania podczas naszego pierwszego, pamiętnego sezonu ze skokami chyba aż tak na nas wpłynęła.
- Cześć Heaven. Macie czas z Andim? - Andim? to zawsze był Andreas, Wellinger, lub ciamajda, której ona nie lubi. - Moglibyśmy się spotkać w piątkę. - Piątkę? Zadziwiasz mnie dziewczyno. - Powspominać. - Wspominać? Nie to zbyt wiele.
- Wellingera nie ma, ale jest jego chętny na wszystko kot i ja czekająca na naiwnych ludzi, którzy przyniosą mi czekoladę.

- Jeszcze raz. Tepes jeszcze raz opowiedz tą historię. - krzyczę z łazienki i nagle z niej wybiegam. - No nie moja wina, ze siku mi się chciało. - siadam koło nich na podłodze. Zapaliliśmy świeczki, ja mam czekoladę, a kot Wellingera ma towarzysza.
- Nie proszę nie! - Prevc wydaje z siebie jakieś dźwięki i nie wiadomo czy chodzi o to szare zwierze skaczące po nim, czy o to, ze dowiem się całej kompromitującej historii o bokserkach w Planicy.
- Siedź cicho. - Jurij ucisza go momentalnie i zaczyna swoją opowieść. - No, a więc. Był koniec sezonu, wiecie wszystko jest już jasne, skacze się już tylko dla zabawy. Niektórzy przenieśli tą zabawę poza skocznię. Wieczorem, jak to wieczorem stwierdziliśmy, że pójdziemy się gdzieś zabawić.  Zaszliśmy do bardzo miłego, miłego od zewnątrz, lokalu. - proszę cię Tepes, zachowuj się normalnie bo zaraz padnę ze śmichu, a Prevca męczy kot ahahaha i dobrze mu tak! - Spotkaliśmy parę dziewczyn, ogólnie to było dziwne bo każda z nich była blondynką. Chciały zagrać z nami w karty. Ten oto, jak zwykle wyrywny - spojrzał na obrażonego Petera i zaśmiał się z niego. - Zgodził się ochoczo jako pierwszy, co było błędem. Przegrał wszystko. Wszyściusieńko. A gdybyście widziały miny tych panien gdy go rozbierały. Stwierdziliśmy, że nie będziemy sie do niego przyznawać i wracał sam, prawie nagi. - Lilly dawno temu leżała już w okolicach kuchni i płakała ze śmiechu, na co zareagował Peter i powiedział jej, że nie spotka się z jej mamą. Brakowało mi takich spotkań. Brakowało mi zawsze uśmiechniętych i zawsze poprawiających humor Słoweńców. Brakowało mi Lilly, tak bardzo mi jej brakowało. Po prostu brakowało mi przyjaciół. Bez nich chyba również nie będziemy potrafili latać.

-----------------------
Tak, to takie tam od Jus. Miało wyjść lepiej (jak cały ten blog) ale no, ale wyszło tak. Może się komuś spodoba, może ktoś tutaj zajrzy.