niedziela, 27 stycznia 2013

Weź mnie za rękę i unieś się ponad ziemię.

Las zimą wygląda naprawdę oszałamiająco, drzewa prawie łamią się pod ciężarem śniegu, a my zadowoleni spacerujemy pomiędzy nimi. Zachowujemy się jakbyśmy znali się od dawna, a tak naprawdę od naszego pierwszego spotkania nie minęły jeszcze 24 godziny.
- Po co wziąłeś mnie na ten spacer? - zapytałam się i przystanęłam na chwilę, wzrokiem błądziłam po okalającym nas śniegu, gdy nagle młody skoczek stanął przede mną i przestępując z  nogi na nogę zaczął wyprowadzać mnie z równowagi. Wytrzymaj Heaven - powtarzałam sobie w myślach.
- Zaintrygowałaś mnie. - spojrzałam na niego, a on jakby niczego się nie bał patrzył mi prosto w oczy.
- Czym? - wypowiedziałam cicho przytłoczona jego osobą z przodu mnie, jakbym bała się, ze zaraz na mnie spadnie.
- Lataniem. - wypowiedział równie delikatnie, jego lewa ręka otarła się z moją prawą, szorstką dłonią przejechał po wierzchu mojej i nadal wpatrywał mi się w oczy. Przestań. - karciłam go w myślach za każdy kolejny ruch. Szybko odsunęłam się i przeszłam kawałek do przodu, śnieg uginał się pod ciężarem moich stóp, on nadal stał w tym samym miejscu, nadal odwrócony, zapewne nadal z tym spojrzeniem wbitym w jeden punkt. Przystanęłam i odwróciłam się, patrzyliśmy sobie w oczy, wyciągnął rękę i cicho wypowiedział parę słów. Podeszłam do niego i tym razem to ja przejęłam kontrolę. Zrobiłam tak jak chciał. Złapałam jego dłoń, lecz nic nie czułam.
- Musisz uwierzyć. - wyszeptał tuż przy moim uchu. I uwierzyłam. Czułam się normalnie, lecz świat był trochę inny, jakby rozświetlony, taki jakby wszystko było tylko dla mnie. Puściłam jego dłoń i znowu czułam się jak zwykła dziewczyna. Co ty robisz Heaven? Omota sobie ciebie wokół palca i tyle będzie. Przecież znałam już takich, jednak uśmiechnęłam się i nadal chciałam czerpać radość z tego spaceru, chciałam cieszyć  się z tego, że ktoś chce nauczyć mnie latać. Opuszczając las opuściliśmy jedną z najbezpieczniejszych sfer w jakiej kiedykolwiek byłam, zostawiliśmy tam wspomnienia, przynajmniej Andreas zostawił. Wyglądał jakby nic go nie obchodziło, jakby o mnie zapomniał, jakby jego jedynym zmartwieniem teraz było to, że ktoś go ze mną zobaczy. Nie rób sobie nadziei - głos w mojej głowie coraz częściej wchodził w użycie.
Przed hotelem mówimy sobie ciche cześć do tego ja dołączam bezuczuciowe dzięki i jak obruszona czymś nastolatka idę do pokoju. Opadam bezwładnie na łóżko i wpatruję się w sufit, obracam się i biorąc poduszkę do dłoni wykrzykuję wszystko co leży mi na sercu. Przeraźliwy krzyk przeradza się w płacz i po chwili nastaje spokój. Jak gdyby nic wstaję z łóżka i wymijając moją przyjaciółkę, która prawdopodobnie widziała tą całą scenę, idę do łazienki.
- Nie jest wart twoich łez. - słyszę gdy wychodzę z miejsca mojego dotychczasowego pobytu.
- Nie płaczę przez niego, nie mam powodów do płaczu przez niego. - próbuję sobie to wmówić, lecz wiem, że spotkanie Andreasa jakoś tam wewnętrznie zdołowało mnie. Lecz czuję, że ten chłopak mi pomoże, nauczy mnie latać, zrobi to co zrobił dziś. Uskrzydli mnie.
Reszta dnia mija spokojnie, na przyjemnym leniuchowaniu, kolejnym romansidle, lecz tym z półki "przyjemne", kolejne słodycze, kolejna ciepła herbata i kolejna noc, tym razem przespana, a sen był cudowny.
Wypoczęta przeciągnęłam się na łóżku i obdarowałam moją przyjaciółkę ogromnym uśmiechem, wydaje mi się, że Lilly była zdziwiona nagłym zwrotem akcji, lecz czemu? Ile razy ona miała gorszy dzień? Uśmiecham się delikatnie i wyswobodzona spod objęć białej kołdry, która przypomniała lekko psychiatryk w końcu udaje mi się stanąć na podłodze. Szybki prysznic, ciepłe ubrania i po chwili możemy razem z Lilly udać się na ostatni spacer po Lillehammer. Uśmiechnięte, wypoczęte i bardzo pewne siebie przeszłyśmy obok słoweńskich skoczków, z tego jeden dłużej spoglądał na Lilly. Wywróciłam oczami, a ona dała mi kuksańca w bok, zaśmiałam się i szepnęłam ciche: daj mu w końcu szansę dziewczyno! Dostałam później w głowę, ale nie żałowałam tych słów. Kolejna kawiarenka, chyba podczas naszego krótkiego pobytu obskoczyłyśmy większość z lokali serwujących kawę, ewentualnie gorącą czekoladę i ciastka. Tym razem wybrałyśmy jeden z trzech stolików na dworze, zadowolone z pięknej pogody zaczerpnęłyśmy wspólnie świeżego, mroźnego powietrza. Siedzą tak i wspominając młodsze lata zauważyłam kolejnych skoczków spacerujących po deptaku. Kolejne uśmiechy i krótkie wymiany zdań, z większością skoczków żyłyśmy w zgodzie. Po chwili dosiadł się do nas jeden słoweński skoczek, co za tym idzie zaraz zacznie się swatanie naszych przyjaciół.
Jurij okazał się naprawdę miłą osobą, bardzo pogodną, a co najważniejsze odnaleźliśmy wspólny język.
Chwilę posiedzieliśmy wspólnie śmiejąc się z jednej zabawnej sytuacji, którą przytoczył Jurij, a jej głównym bohaterem był Peter.
- Nie wierzę, że to wydarzyło się naprawdę. - myślałam, ze moja przyjaciółka zaraz położy się na ziemi żeby mieć nieograniczone ruchy, ja również nie ukrywałam tego, że przypowieść o biegającym Prevcu w samych bokserkach przez jedną ze słoweńskich ulic po konkursach w Planicy, rozbawiła mnie, lecz nie okazywałam tego jak Lilly, która wprost popłakała się ze śmiechu.
- Obdarzyłeś nasz koleżanki opowieścią o bokserkach w Planicy? - do naszego stolika dosiadł się sam zainteresowany. - Serio Jurij, dziękuję. - rzucił w niego zwiniętą w kulkę serwetką. Tepes wstał, teatralnie się ukłonił i wypowiedział kolejne słowa.
- Zawsze do usług, Peter. - podszedł do niego i zmierzwił mu włosy.
- Lilly też ma parę kompromitujących historii. - położyłam swoją rękę na ramieniu młodego Słoweńca. - Kiedyś ci opowiem. - spojrzeliśmy na Lilly, która oblała się rumieńcem.
- Siedź cicho. - wymamrotała pod nosem i dalej zadowolona rozmawiała z nami, choć na początku udawała na mnie obrażoną. Krótki spacer, który zaproponowali słoweńscy skoczkowie od samego początku skazany był na dobrą atmosferę i tak było. Zadowoleni przystanęliśmy na chwilę, spoglądając w stronę jednej ławki zobaczyłam Andreasa, uśmiechnięty patrzył w naszą stronę, pomachał mi, a ja odwzajemniłam gest.

--------------------------------
O boże, masakra wyszła jakaś, ale, ale wybaczycie mi to prawda? I przepraszam, że znowu taki krótki.. Miała wyjść romantyczna scena z Andim na początku, scena z Andim jest, romantyczna jednak nie. Męczyłam się nad nią od piątku, ogólnie jakoś ten rozdział sprawił mi ogromne trudności, lecz dzisiejszy skok Petera naładował mnie pozytywną energią i oto jest!

środa, 23 stycznia 2013

Jestem tu by nauczyć cię latać.

Pierwszy konkurs za nami, emocje niesamowite. Gdy byłam mała, dziadek zabierał mnie czasami na niektóre z norweskich skoczni, przyozdobieni narodowymi flagami, oraz z wymalowanymi policzkami dopingowaliśmy "naszych", lecz nie czułam podziału w tym świecie. Może jeden team mnie denerwował, lecz  większość skoczków uwielbiałam. Zawsze zaciekawiona spoglądałam w telewizor i podziwiałam ich. Podziwiałam ich za odwagę, lecz mama powtarzała mi, że są wariatami, bo tylko wariat skakałby tak jak oni. Ja też chciałam latać. Może nie tak jak oni, nie widziałam siebie w podobnej roli, lecz chciałam kiedyś sama wznieść się w powietrze. Szturchnięta przez Lilly wyrwałam się z zamyślenia i spojrzałam na nią, pokazywała palcem na jedną z małych kawiarenek, a ja przystałam na jej propozycję, bo podczas konkursu cała zmarzłam. Wchodząc do małego, przyjemnego lokaliku można było usłyszeć wrzawę niektórych skoczków. Zajęłyśmy jeden stolik w kącie, który znajdował się przy jednej z witryn i zatopiłyśmy się w wygodnych fotelach, po chwili rozkoszując się wyborną gorącą czekoladą i zajadając kolejnymi ciastkami.
Paru norweskich skoczków pomachało do nas, a my odwzajemniłyśmy gest. 
- I jak, pani fotograf zrobiła mi jakieś zdjęcie, na którym wyszedłem korzystnie? - Tom przeszedł przez połowę pomieszczenia ciągnąc za sobą krzesło, tylko po to by z nami posiedzieć. Dopiero po chwili, gdy spojrzałam na aparat doszło do mnie, że jego pytanie było skierowane do mnie. 
- Na upartego coś się znajdzie, a jak nie to wcisnę Lilly parę tych zdjęć, które robiłeś przed konkursem moim aparatem, tych z dzióbkami, pamiętasz? - Hilde zaśmiał się i pogroził mi palce, po czym zmierzwił mi włosy, na odchodne dodał, ze coś czuję, że się dogadamy. Och ja też mam taką nadzieję. Pogoda dopisywała, więc zamiast od razu pójść do hotelu, zahaczyłyśmy o mały miejski park, w sumie to parę drzew, trochę trawy i 3 ławki, lecz genialny widok wszystko dopełnia i aż chce się tam siedzieć dłużej i dłużej. Przywykłyśmy do widoku skoczków na prawie każdym rogu, Lilly nawet przyzwyczaiła się już do tego, że jeden skoczek zainteresował się nią bardziej niż powinien. Biedny Słoweniec nie wie jeszcze tego, że wysoka blond piękność wyznaje zasadę Zero spoufalania się ze współpracownikami. W tym przypadku, Prevca traktuje właśnie jako współpracownika. 
- Daj mu może swój numer? - zaczęłam szukać czegoś w torebce i po chwili zwycięsko pomachałam paczką fajek. - Przecież tak się nim zachwycałaś w tamtym roku. - odpaliłam jedną, a w odpowiedzi dostałam gniewne spojrzenie niebieskookiej. 
- Miałaś rzucić. To po pierwsze i tak jakby, mógłby się jeszcze trochę pomęczyć. - Ach wspaniałomyślna Lilly wszystko zaplanowała, wstała z ławki, powiedziała, że nie ma ochoty już tu siedzieć i po chwili jej mała sylwetka zniknęła zza rogiem małej uliczki. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się delikatnymi promieniami zimowego słońca, moją sielankę przerwał ktoś, kto usiadł zbyt blisko mnie i wyrwał paczkę papierosów z dłoni. 
- Dziewczyny nie powinny palić. - rozpoznałam go, jeden ze skoczków, z niemieckiej kadry, młody, lecz to nie jego pierwszy sezon. Bezczelnie zabiera mi jednego papierosa i odpala go. 
- Sportowcy nie powinni palić. - odpłacam mu się czymś podobnym. 
- Andreas. - wstaje i podaje mi dłoń. Jest lekko rozbawiony, lecz wydaje mi się, że mam z kim wracać do hotelu. 
- Heaven. - również podaję mu dłoń, a on tajemniczo się uśmiecha. 
- Niebo? - z powrotem siada na ławce i nadal tak cholernie miło się uśmiecha.
- Mama była zafascynowana niebem i wszystkim co z tym związane, mi się chyba też trochę udzieliło. - Pocieram dłońmi, ponieważ jest już coraz zimniej, słońce już zachodzi, a parę godzin na mrozie daje się we znaki. 
- To znaczy? - chłopak wydaje się być lekko zdezorientowanym gdy szybko wstaję z ławki i prawie od niego uciekam. 
- Chcę latać. - szybko oddalam się od niego, marząc jedynie o gorącym prysznicu, ciepłej herbacie i jakimś romansidle w pokoju, które obejrzę razem z Lilly.

Tak jak chciałam tak zrobiłam. Szybki, ciepły prysznic i zaleganie pod kocykiem, i oglądanie jakiegoś romansidła. Do osłody tego nudnego wieczoru doszło parę czekolad, na otarcie łez spowodowanych śmiercią jednego z bohaterów miałyśmy chusteczki, a w moich myślach nadal siedział młody niemiecki skoczek. Film dobiegł końca, Lilly słodko drzemała, a ja nadal cała zaryczana poszłam otworzyć drzwi do naszego pokoju, bo ktoś zbyt mocno w nie pukał, a zaraz obudzi Lilly.
- Czego? - światło z korytarza prawie wypalało mi oczy. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Jeszcze gorzej niż po połowie dnia spędzonego na skoczni. W starych szortach, jakiejś zbyt dużej koszulce i potarganych włosach prawi nawrzeszczałam na Prevca stojącego po palącej moje oczy stronie.
- Chciałem tylko pogadać z twoją przyjaciółką. - czy on wyglądał jakby się mnie bał? Nie no Peter ja jestem  miła, ale nie dziś.
- Śpi. - złapałam się za głowę i weszłam na chwilę w głąb naszego jakże ciemnego pokoju, który choć na chwilę był ukojeniem dla moich oczu, w ciemnościach znalazłam swój telefon i wróciłam do nadal czekającego Słoweńca. - Masz jej numer. - chłopak szybko zapisał numer, podziękował i pozwolił mi na resztę wieczoru zatopić się w opłakiwaniu mojego ulubionego bohatera.

Noc minęła w miarę spokojnie, chociaż nie mogłam zasnąć,ponieważ moje myśli krążyły wśród jednej osoby, a gdy już zasnęłam telefon Lilly cały czas rozświetlał się, wraz z nadejściem nowej wiadomości od Słoweńca. W pewnej chwili żałowałam, że w ogóle dałam mu ten numer.
- Wyspana? - Blondynka wypoczęta, przeciągnęła się na łóżku i zadała mi pytanie. Po chwili dostała poduszką, a ja zakopałam się głębiej pod kołdrą. Zaśmiała się, a po dwudziestu minutach zwlekła mnie z łóżka.
- Ja nie chcę tam iść. - prawie płakałam gdy szłyśmy w stronę stołówki. - Chcę spać, proszę. - dziewczyna zaśmiała się i zajęła miejsce wśród Norwegów. Przyciągnęłam do siebie jedną herbatę, chwilę poużalałam się nad sobą i upiłam jej trochę, później dłonie schowałam w rękawach swetra, i prawie położyłam się na stole. Po chwili atmosfera rozluźniła się i to Lilly, która raczej ma problemy z nawiązywaniem rozmów żartowała razem z chłopakami, a ja, którą kiedyś uznawano za duszę towarzystwa liczyłam na zaszycie się w swoim pokoju. Pojedyncze słowa przerywane były śmiechem prawie wszystkich osób przy naszym stoliku. Norwegowie nie są pogodni? Jak tak to chyba tylko ja pasuję do tego stwierdzenia, lub większość naszych skoczków została podmieniona. Chyba nawet nie zauważyli gdy odeszłam od nich, wróciłam tylko po kurtkę  i wyszłam przed nasz hotel. Świeże powietrze z samego rana dobrze mi zrobi, szczególnie gdy jestem taka otumaniona.
- Przeziębisz się. - przez moją głowę przelatuje tylko jedna myśl, wskazująca na tylko jednego chłopaka. Uśmiecham się i odwracam. Moje przypuszczenia nie poszły na marne.
- Od kiedy się tak o mnie troszczysz, Andreasie? - zaśmiał się i wyciągnął do mnie dłoń.
- Spacer? - pokiwałam twierdząco dłoń i po chwili zniknęliśmy w pobliskim lesie.

------------------------------
Ach skończone. Trochę krótkie, ale mam nadzieję, że po pierwsze trochę się rozjaśniło, a po drugie jednak przypadnie wam do gustu. Nie wiem czy rozdziały publikowane będą często, jak na razie jestem chora i siedzę w domu, ferie dopiero od 11 lutego, ale spróbuję np. wieczorami, a wrzucać w weekendy!
Chciałabym wam baaaardzo podziękować za tyle miłych słów, które napisaliście mi na twitterze! ♥ 

wtorek, 22 stycznia 2013

Proszę cię, naucz mnie latać.

Duże, pomalowane na biało drzwi, kobieta przesuwa delikatnie, by nie spłoszyć dziewczynki usypianej przez  dziadka, zagląda do wnętrza pokoju i wsłuchuje się w opowieść, którą wypowiada mężczyzna. 
- Dawno, dawno temu. - dziewczynka wygodnie układa się w stercie poduszek i dalej słucha opowieści
- W pewnej krainie żyła mała dziewczynka, wróżka - dziadek małej Heaven poprawia się po chwili, a mała dziewczynka, wpatruje się w niego wielkimi zielonymi oczkami. - Była niezwykła, jej pochodzenie na to wskazywało, w końcu wróżką nie może być pierwsza lepsza magiczna istota, do tego są specjalne parametry, specjalne tablice, które ukazują jakie geny potrzebne są wróżkom. 
- Dziadziu. - mała Heaven lekko się niecierpliwi, pogania jedną z najukochańszych osób w swoim życiu i po chwili słucha dalszej opowieści. 
- Przepraszam księżniczko, o czym ja to? Ach, tak. Molly była niezwykła. Normalne wróżki zaczynają latać w bardzo młodym wieku, lecz nie ona. Jej skrzydełka nie działały poprawnie, a po chwili zanikły. Molly zamieniła się w zwykłą dziewczynę, lecz taką, która bardzo chce latać. - mężczyzna zapatrzył się  w ciepłe światło lampki, która oświetlała delikatnie pokój i przeniósł wzrok na wnuczkę.
- Czy ja mogę być tą wróżką? Bardzo chciałabym latać. 

Mijają kolejne lata, mama dziewczyny znowu przesuwa białe drzwi, znowu chciałaby ujrzeć tam usypiającą małą dziewczynkę, a obok swojego ojca. Już nic nie będzie takie samo. Jej mała dziewczynka już nie jest taka mała, już nie jest dziewczynką tylko dorosłą piękną kobietą, a jej ojca już nie ma. Heaven siedzi na łóżku, po turecku i sporządza kolejne notatki. Te praktyki będą spełnieniem jej marzeń, musi się na nie dostać. Kobieta wchodzi do jej pokoju i siada obok niej na łóżku wręczając do ręki kubek z parującą herbatą. 
- Dostaniesz się tam. - mama delikatnie gładzi ją po ramieniu. 
- Mam taką nadzieję. - Piękna brunetka zatapia się w ramionach swojej rodzicielki. 

Śnieg delikatnie oprósza kolejne norweskie miasteczka, a ja czekam na mój upragniony początek sezonu, w końcu spełnię swoje marzenia. Będę obracać się wśród skoczków, wśród ludzi, którzy umieją latać. 
- Jesteś dziwna. - takie słowa z ust najlepszej przyjaciółki można traktować jak komplement. Siedzimy w małej kawiarence i popijamy gorącą czekoladę, Lilly siedzi i bawi się aplikacjami w swoim telefonie, a ja oglądam kolejne książki, których bohaterowie umieją latać. 
- Wiem, mam dziwne imię, dziwne zainteresowania, dziwną przyjaciółkę. - za to ostatnie dostałam po głowie. Kochałam ją, cieszyłam się, że przez cały sezon będzie ze mną, byłyśmy jak siostry. 
- Czemu tak bardzo chcesz latać? - wepchnęła sobie do ust kolejny kawałek ciasta owocowego. Jej pytanie zaciekawiło mnie. Nigdy na poważnie nie zastanawiałam się nad tym. Czas się zbierać, czas się spakować, pożegnać, czas zacząć nowe życie, czas spotkać kogoś kto nauczy mnie latać. 

-----------------------
Przychodzę z czymś nowym, mam nadzieję, że, że się spodoba. Istna masakra. W pewnym momencie przestałam pisać, bo myślałam, ze to nie ma sensu i zaczęłam śpiewać. Ech fakty z życia Justyny.
Bez skoczków, a to tylko dlatego, że nie mogę zdecydować się, kto ma nauczyć latać Heaven. 
Może spróbuję pobawić się później i zaplanuję jej życie. Ponarzekajcie na mnie, pokrzyczcie, że to jest takie beznadziejne, zniosę wszystko i tak was kocham ♥ 
Z pytaniami zapraszam na mojego tt! : @_mon_amour_
aa i się zareklamuję, jednoparty, o zwykłych osobach : http://daj-mi-milosc.blogspot.com/
I imię bohaterki wybrane specjalnie na takie.