Po zakończonych konkursach zawsze chociaż na 2 dni wraca się do domu, pierwsze pożegnania, czyli krótkie, lub może nie? Długie i przeciągnięte czeeeść, plus jako dodatek, widzimy się na następnych zawodach, nie? Oczywiście, że tak! Lilly zawsze reagowała zbyt entuzjastycznie na niektóre wypowiedzi, ale teraz to na serio przesadziła. Wyściskała mnie, pomińmy fakt, że wracamy jednym samochodem, do tego samego miasteczka i mieszkamy na tej samej ulicy, a więc wyściskała mnie, powiedziała, że dziękuje za to, że załatwiłam jej tak świetną pracę, że poznała tak świetnych ludzi. W pewnym momencie paru skoczków przystanęło i spoglądało na płaczącą, że szczęścia blondynkę.
- Brała coś? - szepnął mi na ucho Tepes gdy Lilly wpadła w ramiona Prevca i teraz jemu moczyła rękaw kurtki.
- Chyba się z wami zżyła. - uśmiecham się na widok gorącej kawy, którą skoczek wręcza mi do ręki. Upijam łyk i żyję na nowo.
- Ale ona wie, że widzimy się już niedługo? - spoglądam w górę, by spojrzeć na lewy profil mężczyzny, słońce lekko wpada mi do oczu i przecząco kiwam głową. Śmieje się, ma bardzo przyjemny śmiech.
- No cóż, Heaven. My też musimy się zbierać. - podaje mi dłoń, a ja z dumą ściskam ją, ach czyżby udzieliły mi się aktorskie zapędy od Jurija? - Chodź Peter, jedziemy do domu, mamine jedzenie, te sprawy, co? - chłopcy zaśmiali się, przybili mi piątkę i po chwili zniknęli w samochodzie swojej ekipy.
Droga minęła spokojnie, Lilly nuciła swoją ukochaną piosenkę, a ja spoglądałam za okno i rozmyślałam nad sensem tego wszystkiego.
Nie byłam zbytnio rozmowna tego dnia, jak i następnego, i następnego, i jeszcze w środę, wtedy też nie chciałam z nikim rozmawiać. Mama tradycyjnie już, delikatnie przesuwała moje ciężkie, białe drzwi i próbowała nawiązać ze mną kontakt. Jej tematy, które kompletnie mi nie pasowały, zaciekawiły mnie tylko na chwilę, a i tak moje odpowiedzi opierały się tylko na cichych pomrukach, które leniwie wydobywały się z moich ust.
Dni, które spędziłam w domu ciągnęły się niemiłosiernie. Najchętniej byłabym już w drodze do Finlandii.
Wymuszone rozmowy z Lilly również nie przywróciła mi dobrego humoru. Większość godzin spędziłam na łóżku. Na moim starym, wielkim, miękkim łóżku, które przeżyło tak wiele. Opowieści dziadka o latającej dziewczynce, do której tak bardzo chcę się upodobnić, przeżyło niemiłosierne skakanie wspólnie z bratem, przeżyło tysiące wypłakanych nocy przez kolegów, chłopaka. Przeżyło pierwsze pocałunki. Teraz do mojej małej listy, trzeba dopisać zakopywanie się pod kołdrą, po to by nie spotkać się z całym złem na tym świecie. Od pamiętnego, leśnego spaceru czuję się inaczej. Źle, źle psychicznie. Zaczynam latać?
Nie wiedziałam, że latanie może być aż tak uciążliwe. Ciągłe zmiany nastrojów, uśmiechy do ścian pokoju, do herbaty w trakcie śniadania, wpadanie na zwykłych ludzi w naszym małym miasteczku i jeden samotny spacer, lecz, nie, nie samotny. Uczę się latać wspólnie z drugą osobą, przynajmniej próbuję. Z każdą godziną, która przybliżała nas do kolejnego konkursu, humor coraz bardziej mi się poprawiał. Zadowolona wsiadłam w samochód mojej przyjaciółki i po chwili oddałyśmy się kolejnym piosenkom Arctic Monkeys.
Alex Turner melodyjnie wypowiadał kolejne słowa Baby I'm yours, a ja za każdym razem rozpływałam się jeszcze bardziej. Dojedźmy tam w końcu! Kolejne kilometry przemierzałyśmy w zupełnej ciszy, może to i lepiej?
Leniwie przeciągnęłam się gdy wyszłam z samochodu, z tylnego siedzenia wzięłam torbę, zarzuciłam na ramię i stanęłam na ziemi. Obracając się zobaczyłam wiele znajomych twarzy. Ekipy - polskie, norweskie, włoskie. Grzecznie się uśmiechnęłam i podeszłyśmy do stojących tyłem do nas dwóch Słoweńców. Pewnie podziwiali widoki, a było co podziwiać.
- Pięknie tu. - Lilly cicho wypowiedziała, opierając się o drewnianą barierkę. Jej głos mocno zaniepokoił naszych przyjaciół, zabawnie było patrzeć na ich przestraszone miny. Lekko wystraszeni przywitali się z nami mocnym uściskiem.
- Płakałaś jeszcze w drodze do domu. - Tepes zaczął się nabijać z Lilly, na moją twarz wkradł się mały uśmiech na samo wspomnienie naszego pożegnania.
- To był zamierzony efekt. - nasza trójka, oprócz samej zainteresowanej wybuchła śmiechem. Moją uwagę przykuli Niemcy stojący parę metrów od nas. Freund, Freitag, Wank, Geiger i Wellinger, ten co uczy mnie latać i chyba mu to wychodzi. Obok nich stała jeszcze jedna osoba. Piękna długonoga dziewczyna, z pięknymi długimi, kasztanowymi włosami i drogimi okularami na nosie uwiesiła się na szyi Andreasa. Upadłam. Upadłam psychicznie w trakcie gdy złączyli swoje wargi. Latałam, latałam i upadłam. Zobaczył mnie, cholera znowu tak miło się uśmiechnął. To powinno być karalne Wellinger, karalne. Stałam jak głupia i oszalała, pomachałam mu, wyglądałam jak skończona idiotka, jakbym bała się odwrócić, myśląc, że zaraz za rogiem czai się ważka nienaturalnych rozmiarów. Lecz chyba w tym momencie to byłoby moim wybawieniem. Idzie w moją stronę. Tylko nie to. - głos w mojej głowie szuka ucieczki, tak samo jak oczy, nienaturalnie przeciąga ostatnie sylaby i młody skoczek ląduje przede mną.
- Witaj. - szepcze cicho. - I jak. - przerywa by znowu złapać mnie za dłoń, tak jak wtedy w lesie, lecz ja szybko wkładam ją w tylną kieszeń moich spodni. - I jak latanie? - jest lekko zbity z tropu, szybko wszystko wypowiada.
- Chyba właśnie spadłam. - mówię zrezygnowana i lekko oszołomiona całą tą sytuacją. Ręka, którą trzymałam pasek od mojej torebki zaczęła się nienaturalnie trząść. Cholera.
- Nawet najlepszym lotnikom się to zdarza. - wypowiada cichutko, jest przygaszony?
- Kto to? - spoglądam w stronę grupki skoczków, przy których stoi piękna dziewczyna i patrzy się na mnie jakby chciała mnie zabić. Czuję się niezręcznie, niezręcznie bo mówię mu o swoich uczuciach, niezręcznie bo o nią pytam, a on czerwienieje jak idiota. Mówiłem ci nie rób sobie nadziei. - czuję się jakby na moim ramieniu stał anioł i wypowiadał te słowa, a to tylko ten cholerny głos w mojej głowie. Inaczej by nie nauczyła się latać, a on to w niej zapoczątkował, bo pierwszy raz właściwie pokochała. - na drugim ramieniu stoi diabeł. Anioł poddaje się i przyznaje mu racje. Pokochała? Nie, nie to niemożliwe.
- Luna. - jest speszony, ja chyba wyswobadzam się ze wszelkich otaczających mnie uczuć i kiwam twierdząco głową, z wielkim uśmiechem. - Jesteśmy razem drugi rok. Przyjechała mnie wspierać, w sumie nie wiem po co. - Na szczęście Lilly kończy naszą nieudolną rozmowę i odciąga mnie od niego. Dziękuję jej, z całego serca dziękuję za przerwanie najgorszej rozmowy w moim życiu.
-----------------------------------
Śmiejcie się do woli. Spieprzyłam początek, nawet nie wiem czemu Lilly zachowywała się jak na haju. Środek jest nudny bo wtedy miałam brak weny i lamentowałam na tt, ze nic mi nie idzie, a końcówka, jest słaba, ale nawet mi sie podoba. Mam mało czasu, dlatego krótki, ogólnie rozdziały chyba będą krótkie, a szkoda, bo uwielbiam pisać długie, spróbuję na feriach, dajcie mi jeszcze tydzień! Wiem, ze rozdział mało wnoszący i nudny, ale mam nadzieję, ze się spodoba. Dziękuję za tyle pozytywnych komentarzy do poprzednich rozdziałów! Nawet nie wiecie jak to mnie "uskrzydla".
Kocham was i dziękuję za wszystko. ♥
Jest wspaniałe, fantastyczne, cudowne <3 Świetnie, że wplotłaś wątek Luny, będzie ciekawiej :)
OdpowiedzUsuńW ogóle uwielbiam czytać twoje przemyślenia o lataniu <3 mam nadzieję, że w końcu Heaven nauczy się latać i że Andreas jej w tym pomoże:)
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział...
jest cudnie :) uwielbiam to czytać. piszesz w niesamowity sposób
OdpowiedzUsuńUuu... I nie bedzie slodko... Podoba mi sie ze nie zaczynasz od wielkiego uczucia. Wspolczuje Heaven, zwodzil ja tym lataniem a potem nie rozumie o co chodzi... Mężczyźni:-P Ale licze ze naprawi swój błąd bo nie mowi o swojej lascr jako jakiejś wielkiej miłości... A wątek ze bohaterka ma rywalke moze być interesujący. No i Lilly i Prevc coraz bardziej mają sie ku sobie. Oj , wciągnęło mnieXD
OdpowiedzUsuńKocham sposób w jaki opisujesz latanie, mam wrazenie że sama sie unosze- z jakimś przewodnikiem rzecz jasna<3 czekam czekam czekam na c.d pozdrowienia!
Jak to mało wznoszący ?! Jeden z rozdziałów, który czytało mi się najprzyjemniej, ever. Hah, Lilly na początku rozdziału ? Mistrzostwo ! A Heaven słucha AM ? Już ją kocham ! Metaforyczne to opowiadanie, przynajmniej tak mi się zdaje. A Welli rozdupcił całą sprawę. Szkoda, bo Luna wydaje się dość niemiła, według mnie. No nic, czekam na następny rozdział z niecierpliwością ! A przy okazji, na www.welliever.blogspot.com pojawił się nowy rozdział. Serdecznie zapraszam ! :)
OdpowiedzUsuń