niedziela, 10 lutego 2013

Zbyt szybko latamy, nie zwracając uwagi, że nasz anioł nie jest gotowy

Tkwię w beznadziei. Siedzę oparta o ścianę w moim pokoju i czekam aż mama spokojnie wypuści mnie z domu. Odpuściłam pierwsze konkursy w Polsce i na spokojnie jadę do Zakopanego. Słuchawki w uszach i w spokoju mogę przeczekać drogę na lotnisko. Mama nawet nie próbuje nawiązać ze mną jakiegokolwiek kontaktu, wie, ze i tak ze mnie nic nie wyciągnie. Wycałowała mnie na lotnisku i chyba w miarę spokojna puściła mnie do strefy gdzie już nie może ze mną wejść. Lot minął spokojnie, wszystko jest cholernie spokojne, aż dziwne. Z lotniska w Polsce odbiera mnie Lilly, uśmiechnięta jak zawsze, zmieniła fryzurę, ścięła lekko włosy i teraz ma je ciągle rozpuszczone, to aż niewiarygodne, przez całe szkolne lata widziałam ją codziennie w wysokim kucyku, lecz wygląda pięknie jak zawsze. Atmosfera jest gęsta, nie mogę dogadać się nawet z najlepszą przyjaciółką, wszystko stało się inne. Czuję się jakbym była w jakimś filmie, jakby wszystko było nieme, szare, tylko podkład - Ed Sheeran In Memory lecz co chcę upamiętniać?
Zdenerwowana wchodzę do naszego hotelowego pokoju. Nadal nie mogę odnaleźć wspólnego języka z Lilly, milczymy, a ta cisza jest frustrująca. Chwila niezręcznej ciszy zostaje przerwana przez pukanie do drzwi, byle to nie on, proszę, żeby to nie był on. Cholera - zaklinam w myślach i próbuję wymusić uśmiech. Lilly jakby z ulgą patrzy na Andreasa i po chwili znika za drzwiami. Nasze stosunki bardzo, ale to bardzo się oziębiły.Chłopak siada koło mnie i zachęcająco się uśmiecha.
- I znowu ta drętwa rozmowa. - wypowiadam prawdopodobnie pierwsze słowa tego dnia, opieram się o ścianę i wpatruję w sufit. - Jesteś w ciąży Andi, czy jak? Bo masz niezłe wahania nastrojów.
- Znowu nie jesteś miła. - siada w dokładnie takiej samej pozycji jak ja. - Ja, ja po prostu chyba zacząłem latać. - Opiera swoją głowę na moim ramieniu, ja nie protestuję i czekam na jego dalsze ruchy. - I stchórzyłem, bałem się do tego przyznać. - Oplata swoją rękę wokół mojej tali. Nieźle się mną bawisz Wellinger, lecz nie mam serca tego przerywać, tylko teraz w tym miejscu, na tym łóżku, czuję się tak normalnie, czuję się spełniona.
- A Luna? - wyswobadzam się z jego uścisku i siadam podkulając nogi pod siebie. - Może to zabrzmi głupio. - przerywa mi i zakłada mi grzywkę za ucho, uśmiecham się. - Macie jakąś tajemnicę? - czerwienię się bo wiem, że nie powinnam go o to pytać. On również zmienia swoją pozycję, teraz siedzimy naprzeciwko siebie, chłopak spogląda za okno, a ja czuję, że zaraz zemdleję ze zdenerwowania, Andreas nie rób mi tego kochanie.
- To było parę lat temu, przyjaźniliśmy się, w sumie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, Luna miała małego brata, młody bardzo chciał skakać, powiedział mi kiedyś, że jak będzie duży to chce być taki jak ja - chłopak uśmiechnął się na samo wspomnienie tamtych dni, na moją twarz również wkradł się mały uśmiech. Złapał mnie za dłoń, trzymał ją mocno jakby bał się, że zaraz mu ucieknę, spokojnie, zapewniałam go w swoich myślach, że zostanę z nim tak długo jak będzie chciał. - Pewnego dnia zabrałem go ze sobą na skocznię, on już z niej nie wrócił. Zadzwoniłem do Luny, zwyzywała mnie, prawie pobiła, nie dziwię się jej, straciła brata, przeze mnie. - Posmutniał, a ja wpakowałam mu się na kolana i mocno wtuliłam w jego klatkę piersiową, chciałabym trwać w tym uścisku na wieki. Gładził moje włosy, mocno trzymał mnie w pasie.
- Kocham cię. - cichutko wyszeptał do moich uszu.

Rozmowy przychodzą mi coraz trudniej, uśmiech dopada mnie z coraz większym bólem, ludzie, z którymi jeszcze niedawno rozmawiałam swobodnie są dla mnie obcy, nie jest miło. Na stałe wpakowałam się do niemieckiej kadry, spędzaliśmy wieczory we wspólnym gronie, chodziliśmy na spacery, czasami na imprezy, widać było, ze chłopcy chcą żebym wróciła do żywych. Pewnego wieczora gdy Lilly wybyła bez słowa z pokoju, gdy samotnie przechadzałam się po hotelowych korytarzach na jednych schodach, trzeba zauważyć, że jestem przeciwniczką wind i preferuję stare dobre schody, spotkałam dwójkę Niemców, roześmianego Wanka i mniej rozchmurzonego Freunda.
- Heaven! - krzyknął w moją stronę Andreas.
- Nie pozwól mu na opowiadanie sobie żartów. - Podszedł do mnie Severin i załamany usiadł na pobliskim fotelu.
- Heaven, słuchaj mnie i patrz na mnie, rozumiesz? - pokiwałam twierdząco głową, w dłoni trzymałam telefon, który rozświetlił się na chwilę, pisałam wtedy z Wellingerem, pewnie zaraz zaciągnie mnie do pokoju na jakiś film, w sumie lepsze to od samotnego ślęczenia i użalania się. - A więc, owca, zapytaj się jaka owca.
- Jaka owca? - pytam lekko znużona, chcę już wybyć do tego cholernego pokoju i zatopić się w jakimś romansidle, choć pewnie stoczymy walkę, romansidło czy horror? I tak wygram.
- Wełniana! - Wank wykrzykuje to słowo, jego kolega patrzy się na mnie z miną "ostrzegałem cię" a ja ironicznie biję mu brawo. Severin szepcze coś pod nosem i odciąga ode mnie Wanka, machają mi na pożegnanie, a ja w spokoju mogę udać się do mojego celu.

- Nie rozumiem cię. Czemu nie chcesz tego filmu? Popatrz on jest taki przyjemny. - chłopak wcisnął mi przed oczy okładkę filmu z jakimś dziwnym stworem, który był cały zakrwawiony.
- Włącz jakieś romansidło, popłaczę się, przytulę do ciebie i nie zwyzywam cię za to, że włączyłeś horror. - mówię zachęcająco, a on się zgadza, zawsze mi ulega. Siadamy obok siebie, film zaczyna się, a my wpatrujemy się w siebie, delikatnie dotyka mojej dłoni, opieram się na nim i z satysfakcją się uśmiecham.
- Dziękuję. - szepczę cichutko.
- To ja dziękuję. - wargami muska moją skroń, a ja zatapiam się w nim po raz kolejny, niech tak już będzie na zawsze, proszę.

-------------------------
Jestem zła i jest mi smutno. Tak to koniec historii Heaven, która chciała nauczyć się latać i Andreasa, który był jej nauczycielem. Zakładałam sobie na samym początku, że wyjdzie inaczej, miało być lepiej, dłuzej, no ale.. To opowiadanie nie było idealnie, było pomieszane, krótkie i bezsensu, ale je polubiłam, tak po prostu je polubiłam. Pokochałam, moim "matczynym" sercem, bo moje opowiadania to moje dzieci, (fakt to patologia bo mam dopiero 15 lat), muszę je opuścić i właśnie mam łzy w oczach. To opowiadanie nie jest fantastyczne, ale mam nadzieję, ze się wam podoba. Dziękuję wam kochani! Nawet nie wiecie jaką radość sprawiło mi pisanie dla was i jak bardzo cieszyły mnie kolejne komentarze. ♥
Mam nadzieję, ze nie zapomnicie o mnie i z równą chęcią zajrzycie na mojego nowego bloga (wiem, że pisanie mi nie wychodzi, ale kocham to i tyle.) również o skokach, tym razem Maciek Kot w roli głównej.
http://niemaciebie.blogspot.com/ zapraszam. ♥
To chyba na tyle. Czas zamknąć Lubie twoje włosy.. Kocham was i bardzo dziękuję. ♥
Chciałam się z wami podzielić pewnym cytatem, który według mnie idealnie pasuje do tego opowiadania, znalazłam go na okładce czytanej przeze mnie książki Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem i możemy latać, tylko obejmując drugiego człowieka. 

5 komentarzy:

  1. będę płakać :c pokochałam to opowiadanie :c szkoda, że to już koniec

    OdpowiedzUsuń
  2. Że to jest niby koniec!? Ale jak!? Dlaczego!? Ja się nie zgadzam! I co z tą ciapą Prevcem? :O Smuteczek :''(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale mi się smutno zrobiło. Koniec ? Jednego z lepszych opowiadań, jakie czytałam, ever ? Udało Ci się, naprawdę. Świetnie piszesz, uwielbiam Twoje blogi ! Do tego jeszcze ten metaforyczny wątek z lataniem. Eh.. dobra, bo zaraz będzie ze mną jeszcze gorzej xd Już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów Nie Ma Ciebie.
    [welliever]

    OdpowiedzUsuń
  4. Koniec:-(:-(:-(. Szkoda. Pokochalam tą historie, A szczegolnie to ze wplotlas w nią filozoficzne rozwazania i to o lataniu. Dzieki za nie i fajnie ze nie konczysz pisac:-). Zycze duzo , dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaka szkoda, że takie krótki! A było cudowne.. a ten rozdział taki słodki :( kocham je! :)

    OdpowiedzUsuń